MENU
Andrzej Gmurowski OP, „Świętość a doskonałość” (cz. II)

2. Wzajemna zależność doskonałości i świętości.

Rozróżnienie między doskonałością a święto­ścią posiada więc uzasadnienie z punktu widzenia ściśle teologicznego. Czy jednak istnieje wzajem­ne ustosunkowanie się i oddziaływanie doskona­łości i świętości, które kierowałoby się pewnymi ustalonymi zasadami? Dokładne znaczenie i do­niosłość tego zagadnienia zaraz się wyjaśni.

Francisco de Zurbaran, "Kuszenie św. Hieronima"

Francisco de Zurbaran, „Kuszenie św. Hieronima”

Pewna bardzo ciekawa uwaga św. Tomasza ułatwi nam przeprowadzenie porównania między doskonałością a świętością. Posiadając choćby naj­mniejszy stopień łaski – takie jest zdanie św. Tomasza – możemy oprzeć się jakiejkolwiek po­kusie. Co prawda opieranie się pokusie, a tym samym unikanie grzechu, nie stanowi jeszcze po­zytywnie doskonałości chrześcijańskiej, niemniej jednak jest jej stroną negatywną, czyli inaczej mówiąc jej warunkiem sine qua non, jeśli chodzi o pełnię doskonałości chrześcijańskiej. „Najmniej­sza łaska może oprzeć się wszelkiej pożądliwości”[1]. Aby zaś nie pozostawała żadna wątpliwość, św. Tomasz podkreśla w innym miejscu, że dokład­niej mówiąc chodzi tu o pierwiastek działania, jakim dla łaski jest miłość Boża; o tejże miłości Boga powiada św. Tomasz, że „najmniejsza cnota miłości potrafi pokonać wszelkie pokusy”[2]. Jest to łatwe do zrozumienia. Miłość Boga na mocy określenia swego jest cnotą doskonałą, a do­skonałość ta zasadza się na tym, że miłość nad­przyrodzona miłuje Boga nade wszystko. Są wprawdzie różne stopnie miłości Boga, ale nie ma – jak to jednak często się słyszy – niedoskonałej cnoty miłości Boga w prawdziwym tego słowa zna­czeniu. „Kto zaś chowa jego słowo, w tym miłość Boga jest doskonałą” (1 J 2,5)[3]. W samym okre­śleniu miłości nadprzyrodzonej, która przecież jest miłością Boga nade wszystko zawiera się ten wa­runek, że miłość ta zdoła utrzymać się i wśród największych trudności i pokus tego życia, za­znaczając swój charakter wyższości ponad wszystko, ponad wszystkie trudności i ponad wszystkie pokusy. Taką zaś moc i siłę miłość Boża powinna objawiać na każdym stopniu rozwoju swego, bo najniższy nawet jej stopień posiada pełną doskonałość jako miłość ponad wszystko; stąd też najmniejsza miłość powinna być w stanie zapanować nad wszelką pokusą do złego. „Naj­mniejsza łaska – wyjaśnia znowu św. Tomasz – może oprzeć się wszelkiej pożądliwości […], bo nawet najmniejsza miłość nadprzyrodzona więcej mi­łuje Boga, niżeli pożądanie tysiąca złota i srebra”[4].

Madonna w ogrodzie

„Madonna w ogrodzie”

Najniższy więc stopień miłości Boga zasadniczo wystarcza dla uniknięcia wszelkiego grzechu; nie mówiąc już o grzechu ciężkim, z którym miłość Boża nie może współistnieć, w miłości Bożej znaj­dujemy wystarczającą siłę, aby pokonać wszyst­kie trudności i przynęty mogące skłonić nas do grzechu powszedniego. Prawdą jest, że w rzeczy­wistości jednak nie unikamy wszelkiego grzechu chociażby powszedniego, wyjątek stanowi w tym względzie Najświętsza Maryja Panna, która na mocy osobnego przywileju wolną była od wszelkiego, nawet naj­mniejszego grzechu; wrodzona nam słabość po­ciąga nas do grzechu, nie zawsze opieramy się skutecznie chociaż otrzymaliśmy ku temu łaskę wystarczającą, co znowu sprawia, że ułomności i uchybienia nasze nie pozostają bez winy.

Z drugiej jednakowoż strony pocieszyć nas mo­że fakt, że tylko grzech ciężki usuwa z duszy miłość Boga[5]; miłość Boża natomiast zostaje w duszy mimo grzechów powszednich; w prze­ciwieństwie do nieomal ogólnego mniemania grzech powszedni nawet nie umniejsza cnoty mi­łości[6], a co najmniej nie zdoła naruszyć jej wprost i bezpośrednio. Bo wedle nauki św. Tomasza: „Grzechy powszednie nie sprzeciwiają się cnocie miłości Bożej, lecz aktom miłości: i dlatego nie sprzeciwiają się doskonałości w tym życiu, lecz doskonałości w niebie”[7].

* * *

Ponieważ w warunkach życia obecnego nawet najwyższa miłość Boga nie wyklucza zupełnie grzechów powszednich, owszem, zasadniczo przy­najmniej może powiększać się i wzrastać pomimo dość znacznej liczby grzechów powszednich, bez trudności przyznać można, że dusza, posiadająca wysoki stopień miłości Boga, przy tym może do­puszczać się wielu grzechów powszednich; takie uleganie własnej słabości zaznaczy się w pewnym nieopanowaniu siebie, w braku gorliwości w speł­nianiu swoich obowiązków, czy też ogólnej mó­wiąc, w zaniedbaniu natchnień Bożych. Teoretycz­nie taki stan jest dopuszczalny, skoro, jak widzie­liśmy, miłość Boga może istnieć i rozwijać się, niezależnie poniekąd od aktów wszystkich innych cnót, z zastrzeżeniem jednak zawsze, że niepraktykowanie i zaniedbanie się w tych właśnie cno­tach nie stanie się nigdy grzechem ciężkim.

Tissot - Faryzeusz i celnik

James Tissot, „Faryzeusz i celnik”

W przytoczonym powyżej wypadku doskonałość nie dorównywałaby poziomowi miłości Bożej. Ale na odwrót, trzeba by w rachubę wziąć i taką możliwość, że dusza, która posiada bardzo znikomą miarę miłości Bożej, skutecznie jednak zapanuje nad wszelką skłonnością do złe­go i uniknie w doskonalszym stopniu grzechów powszednich. Skoro zaś równowaga moralna tą drogą zdobyta znamionuje, w myśl założenia na­szego, doskonałość w przeciwstawieniu do świę­tości, która uwzględnić ma wyłącznie tylko miłość ku Bogu, stwierdzić wypada, że w podanym przy­kładzie doskonałość przewyższyła świętość. Nie jest to bynajmniej wykluczone, taki stan teore­tycznie biorąc tłumaczyłby się wyżej wspomnianą zasadą św. Tomasza, że najmniejsza miłość Boża zaznaczając swój charakter wyższości ponad wszystko potrafi oprzeć się wszelkiej pokusie.

Przedstawiliśmy dwa zupełnie przeciwne so­bie wypadki, w których świętość i doskonałość nie postępują równomiernie, jedna wyprzedza dru­gą. Z jednej strony gorąca miłość, która całkowi­cie skierowana do Boga, nie zaznaczyła w rów­nym stopniu swego wpływu na postępowanie mo­ralne i otworzyła bramę wielkiej ilości grze­chów powszednich; z drugiej zaś strony niższy niewątpliwie stopień miłości Bożej, która jednak czujną zwróciła uwagę na unikanie chociażby naj­drobniejszych grzechów powszednich i zdołała w dziedzinie cnót moralnych piękny wprowadzić umiar i zgodną harmonię.

Czy doświadczenie życia chrześcijańskiego mo­że potwierdzić wypowiedziane wyżej zapatrywa­nia? Napotykamy tu na poważną trudność. Co prawda mamy możność wypowiedzieć sąd swój o praktyce cnót moralnych u danej osoby, chociaż i tu może nas spotkać zawód, ale nie sposób stwier­dzić, ani u siebie ani u innych, stopnia miłości Bożej, która zasadza się istotnie na akcie woli, a tym samym jako rzecz czysto duchowa usuwa się przed dociekaniem ciekawości naszej. Ale jed­nak i doświadczenie będzie dla nas bardzo po­uczające. Czyż nie można spotkać osób o głębokim życiu wewnętrznym, a tym samym, jak przy­puszczać należy, o wysokim stopniu miłości Bo­żej, które mimo to nie zdołały jeszcze opanować zupełnie poruszeń swej niecierpliwości; obok nich znajdziemy dusze, którym naturalne usposobienie oraz brak zewnętrznych przeszkód ogromnie ułatwiło zdobycie pewnej równowagi zewnętrznej, choć może nieugruntowanej silnie. Zestawienie tych dwóch wypadków niejako naocznie wykazuje nam, że żadną miarą nie można uważać doskona­łości przejawiającej się w zewnętrznym postępo­waniu moralnym za dokładny wskaźnik we­wnętrznej miłości Bożej.

"Stary człowiek, młody człowiek" (fot. Jeremy Brooks)

„Stary człowiek, młody człowiek” (fot. Jeremy Brooks)

Do podobnego wniosku prowadzi także inne je­szcze rozważanie. Kto szczerze stara się o postęp w życiu duchowym i korzysta z wszystkich środ­ków do świętości, przede wszystkim zaś często, jeśli nie codziennie łączy się z Chrystusem Pa­nem w komunii św., ten stale i nieprzerwanie wzrasta w miłości Bożej. A jednak da się zau­ważyć niejednokrotnie, że właśnie człowiek taki z biegiem lat, w miarę zbliżania się do starości, z powodu przemęczenia i większej wrażliwości ner­wowej, traci dotychczasową cierpliwość swoją i nie posiada już tak doskonałego opanowania sie­bie, jakie okazywał w młodszym wieku. Po­większenie się liczby grzechów powszednich w tym wypadku oznacza umniejszenie się doskona­łości, nie daje natomiast prawa do twierdzenia, że dusza ta nie wzrasta już w miłości Bożej, innymi słowy, że nie postępuje już w świętości albo wyraźnie cofa się; tę ostatnią możliwość wy­klucza zresztą wyżej podana zasada św. Tomasza, że mianowicie żaden grzech powszedni nie zdoła bezpośrednio umniejszyć raz osiągniętego stopnia miłości Bożej.

Życie i rozwój miłości Bożej, pojętej jako świętość, co nas jednoczy z Bogiem, pozostaje więc w znacznej niezależności od większego czy też mniejszego promieniowania swego na dziedzinę cnót moralnych. Jednakowoż pozostanie także prawdą niezaprzeczoną, że cała działalność cnót moralnych niezwykle sprzyja rozwojowi i postępo­wi samejże miłości Bożej, jak już wyżej na to zwrócono uwagę. Toteż pod żadnym pozorem nie należałoby lekceważyć sobie pracy nad opa­nowaniem wszystkich złych skłonności i słabości, i narażać się na popełnienie grzechów powszed­nich: każdy bowiem grzech, chociażby powszedni i z ułomności wynikający, zawsze obraża nieskoń­czony majestat Boży i zasługuje na karę doczesną. Jakkolwiek świętość i doskonałość w wyżej podanym znaczeniu nie zawsze zrównują się, w praktyce jednak trudno przeprowadzić takie oddzielenie; kto zaś z rozmysłu chciałby pominąć doskonałość zawartą w wykonywaniu aktów poszczególnych cnót, wątpić można by, czy posiada usposobienie odpowiednie, aby postępować w samej miłości Bożej.

Wedle zdania św. Tomasza powyższe odróżnienie świętości i doskonałości znajdzie oddźwięk swój nawet w dziedzinie zapłaty wiecznej w chwale niebieskiej. Św. Tomasz co prawda nie posługuje się w tym kontekście wyrażeniami świętości i do­skonałości, ale nie co innego ma na myśli, kiedy miarę chwały istotnej, zwanej aurea, uzależnia od stopnia miłości Boga – czyli świętości, natomiast niektórym poszczególnym, zwłaszcza bardzo trud­nym aktom cnoty przypisuje nagrodę dodatkową, zwaną aureola. „Kto więcej będzie posiadał miłości – oto jego słowa – doskonalej będzie oglądał Boga i będzie szczęśliwszy”[8]. Z drugiej zaś strony „aureola jest pewnym dodatkiem do chwały istotnej, czyli pewną radością ze swych czynów, które mają znamię wzniosłego zwycię­stwa”[9].

* * *

Fra Angelico, "Koronacja Maryi"

Fra Angelico, „Koronacja Maryi”

Wszystko w życiu duchowym zależy ostatecz­nie od miłości Boga. Kto nie posiadł miłości Bożej, pozbawiony jest owej doskonałości, która jedna znaczenie ma wobec Boga i wieczności: wedle dosadnego wyrażenia św. Pawła, prawdzi­wie „nic nie jest” (1 Kor 13,2). Przeciwnie zaś ci, w których sercach Duch Św. rozlał miłość Bożą (Rz 3,5) zyskali wszystko. W ich duszy miłość Boża jako królowa i matka wszystkich cnót[10] pa­nowanie swe rozciąga na całe życie duchowe; miłość Boża, niewyczerpana w swej ruchliwości, pragnie we wszystkich czynach ludzkich, we wszelkich okolicznościach, na wszelki możliwy sposób dać dowód swego przywiązania do Boga. Miłość Boga staje się nakazująca: „Miłość Boża przynagla nas” (2 Kor 5,14). Miłość Boża sta­wia najwyższe wymagania: „Któż nas odłączy od miłości Chrystusa?” (Rz 8,25). Wszelki wysiłek miłości Bożej zdąża do tego, aby wszyst­kim czynom nadać jednolity kierunek, aby wszystko odnieść do Boga, „aby był Bóg wszystko we wszystkim” (1 Kor 15,28). Nie można w dobitniejszy sposób i wymowniej głosić wyższości, pierwszeństwa i naczelnego stanowiska miłości Bożej w życiu chrześcijańskim. „Miłość Boża jest zawiązką doskonałości” (Kol 3,14).

Życie nasze codzienne powinno nosić na sobie znamię tej wielkiej miłości, cechę charaktery­styczną doskonałości chrześcijańskiej. Miłość Bo­ża wprowadza nowe udoskonalenie uczynków na­szych. W postępowaniu naszym ujawnia się już nie tylko umiar, jaki posiada każdy czyn przez rozum skierowany do celu moralnego, nie tylko charak­ter nadprzyrodzony, jaki czynom naszym nadaje wlana cnota roztropności, ale nade wszystko owo wzniosłe znaczenie, jakiego nabiera całe nasze postępowanie, które się staje wyrazem naszej przyjaźni ku Bogu. Tę właściwość konkretnie należałoby stwierdzić w każdej czynności chrze­ścijanina w stanie łaski uświęcającej: każdy, na­wet najdrobniejszy, uczynek będzie gestem przy­jaciela Bożego.

Andrzej Gmurowski OP

Andrzej Gmurowski OP (1901-1944) – teolog, wykładowca teologii moralnej i prawa kanonicznego w zakonnym kolegium we Lwowie (1926-1939) oraz na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Warszawskiego (1937-1939). Współzałożyciel i pierwszy redaktor naczelny „Szkoły Chrystusowej”, wraz z I.M. Bocheńskim założył też „Polski Przegląd Tomistyczny”. W trakcie II wojny światowej pracował przez jakiś czas jako przeor w klasztorze w Jarosławiu (do 1943 r.). Był kapelanem podczas Powstania Warszawskiego.

Źródło: „Szkoła Chrystusowa”, r. 4, t. 6, 1933, s. 169-177, dostępne w Dominikańskiej Bibliotece Cyfrowej „Armarium”.

[1] Summa Theologiae 3, q. 70, a. 4.

[2] Tamże, d. 31, q. 1, a. 3.

[3] Por. Summa Theologiae 2-2, q. 24, a. 8. [W tłumaczeniu Biblii Tysiąclecia werset ten brzmi: „Kto zaś zachowuje Jego naukę,  w tym naprawdę miłość Boża jest doskonała” (przyp. red.).]

[4] Summa Theologiae 3, q. 70, a. 4.

[5] Summa Theologiae 2-2, q. 24, a. 10.

[6] Tamże.

[7] Summa Theologiae 2-2, q. 24, a. 8, ad. 2.

[8] Suppl. q. 96, a. 13.

[9] Supp. q. 96, a. 1.

[10] Por. Summa Theologiae 2-2, q. 184, a. 1, ad. 2.

 

Wykorzystane grafiki:

  • Francisco de Zurbaran, Kuszenie św. Hieronima, XVII w., obecnie w Real Monasterio de Nuestra Señora de Guadalupe.
  • Madonna w ogrodzie, XVI w., obecnie w Musée de l’Œuvre Notre-Dame (Strasburg).
  • James Tissot, Faryzeusz i celnik, XIX w., obecnie w Brooklyn Museum.
  • Stary człowiek, młody człowiek, zdjęcie autorstwa Jeremy’ego Brooksa, udostępnione na licencji CC BY-NC 2.0.
  • Fra Angelico, Koronacja Maryi, XV w., obecnie w Galleria degli Uffizi.

BACK TO TOP