MENU
Dionizy Kartuz, „O modlitwie” (cz. I)

Dionizy Kartuz (1402-1471), zwany „Doktorem Eksta­tycznym”, pochodził z Ryckel w Limburgii. Mając lat dwadzieścia jeden, wstąpił do Kartuzji w Roermond, gdzie wkrótce zasłynął nie tylko jako wzorowy zakonnik, spędzający połowę dnia na modlitwie, lecz także jako bardzo płodny pisarz-teolog. Dzieła jego w najnowszym wydaniu liczą czterdzieści pięć wielkich tomów, obejmujących rozprawy z dziedziny filozofii, egzegezy, teologii, homiletyki, ascetyki i mistyki. Ta ostatnia zwłaszcza dzie­dzina zasługuje na szczególną uwagę. Dionizy, sam obdarzony łaskami nadprzyrodzonymi, porusza w niej wszystkie zagadnienia życia wewnętrznego i nadprzy­rodzonego, rozwiązując w mistrzowski sposób nawet zawiłe kwestie teologiczne. Przy tym podaje zawsze naukę tradycyjną. Poniżej zamieszczamy wyjątek z jego dzieła o modlitwie: „De oratione” („Doctoris Ecstatici D. Dionysii Cartusiani Opera Omnia”, op. min. IX., Tornaci 1912, pp. 46 ss).

Rozdział XXII. Jak to każdy człowiek inaczej wzywa Boga.

„Jego wzywałem usty swojemi i wysławiałem językiem moim” (Ps 65,17).

Vincente Carducho, „Wizja Dionizego Kartuza”

Na jedną i tę samą rzecz różnie można się zapatrywać i stąd inaczej do niej się odnosić. Tak też możemy przedstawiać sobie Boga jako sprawiedliwego, wszechmocnego, najwyższego i najbardziej groźnego sędziego, którego sądu nikt nie uniknie ani nie oprze się Jego potędze, wobec którego nie ma nic ukrytego, ponad którego nie istnieje żadna wyższa władza, do której można by się odwołać. W ten sposób powstaje w duszy naszej wielka bojaźń przed Bogiem, uczucie pełne czci i wielki wstyd z powodu grze­chów naszych.

Możemy jednak widzieć w Bogu także Stwórcę pełnego miłości, najbardziej dobrotliwego Ojca, najwierniejszego Opiekuna: a wtedy znowu rodzi się w sercu naszym dziecięca miłość i wielka ufność.

Gdy znowu zastanowimy się nad sobą, nad grzechami popełnionymi przez nas wskutek przekroczenia prawa Bożego czy też przez zaniedbanie dobrego, gardzimy sobą i upokarzamy się sami przed sobą.

Możemy również patrzeć na siebie przez pryzmat naszych dobrych uczynków, które – jak ufamy – spełniliśmy przy pomocy Bożej; czy też znowu przez pryzmat kar, któreśmy sprawiedliwie za grzechy nasze ponieśli – i wtedy prawdziwie rozpływamy się w miłosierdziu Bożym.

I w miarę tego, im kto więcej postąpił w życiu wewnętrznym i więcej się duchowo zaprawił, tym wznioślejszych doświadcza uczuć w przestawaniu z Bogiem. Czuje się więc wobec Niego i przystępuje doń tak jak do prawdziwego przyjaciela, jak do Ojca najsłodszego, jak do najwierniejszego Opiekuna i najbardziej miłościwego Dobroczyńcy. Tak więc rozmaite mogą w nas powstawać uczucia odnośnie do Wszechmogącego: inne są one u grzeszników pogrążonych jeszcze w grzechach ale już kierujących się bojaźnią (…), inne u grzeszników nawróconych i początkujących, inne w końcu u postępujących i doskonałych.

Stąd jedni modlą się do Boga jak do sprawiedliwego Sędziego i w wielkim przestrachu mówią: „Będę mówił w gorzkości duszy mej, powiem Bogu: Nie potępiaj mię” (Hi 10, 1–2) albo też „Nie wchodź w sąd ze sługą twoim, Panie” (Ps 142, 2).

Inni wznoszą modły do Pana jako Jego słudzy obciążeni i niewierni, a przecież pełni żalu, prosząc Go, by im odpuścił dawne winy i udzielił prawdziwej skruchy, podniósł do dawnego stanu zaszczytnego, przywrócił do dawnej poufałości i sprawił, by większą zachowali ostrożność w przyszłości. Mówią: „Nie wedle grzechów naszych postępuj z nami; a bądź miłościw grzechom naszym” (Ps 102, 10 i 78, 9). Podobnie modlił się i sprawiedliwy Tobiasz: „Nie pamiętaj, Panie, na występki moje i nie mścij się za grzechy moje” (Tb 3, 3).

„Bóg słuchający modlitwy św. Katarzyny Aleksandryjskiej”

Inni zaś modlą się podobnie jak ci, którzy znajdują się w wielkich niebezpieczeństwach, otoczeni wrogami: znękani pokusami i trudnościami, w ciągłej obawie, by nie zwyciężyła ich własna niecierpliwość, by nie zezwolili na grzech i nie upadli. Ci modlą się: „Wpadłem w utrapienie i boleść, i wzywałem imienia Pańskiego: O Panie, wybaw duszę moją” (Ps 114, 3-4). „Uchroń mię od sidła, które zastawili na mnie” (Ps 140, 9), lub też: „Wyrwij mię od nieprzyjaciół, Boże mój” (Ps 142, 9).

Niektórzy znowu odnoszą się do Boga jak żebrak do dobroczyńcy, błagając Go, by im zesłał chleba nadprzyrodzonego, pokrzepienia na duszy i w ogóle wszystkiego, co konieczne albo pożyteczne do zbawienia, wedle słów modlitwy Pańskiej: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” (Mt 6, 11). Tę samą myśl wyraża Psalmista: „Biedny ja jestem i ubogi: ale Pan myśli o mnie; Boże mój, nie zwlekajże” (Ps 39, 18).

Synowskie oddanie się cechuje modlitwę innych. Powodując się szczerą i gorącą miłością błagają oni Ojca swego niebieskiego, by odbierał od nich jako też od wszystkich ludzi należną cześć, by wszyscy jak najszczerzej zawsze Go miłowali, według słów: „Ojcze, święć się imię Twoje” (Łk 11, 2) tzn. wszyscy w świętości i sprawiedliwości swej tak niechaj Ci służą, by słowem i czynem uznawali Cię za świętego i największej czci godnego. Tak też Chrystus napo­mina: „Bądźcie tedy doskonałymi, jak i Ojciec wasz niebieski doskonałym jest” (Mt 5, 48). Sam Bóg przez Mojżesza często mówił: „Świętymi bądźcie, bom i ja Świętym jest, Pan i Bóg wasz” (Pwt 11, 49; 19, 2). Zresztą jest to obowiązkiem synów stać się podobnymi do ojców swoich. Modlą się tedy, by Bóg raczył użyczyć im łaski i siły, by mogli oddawać Mu uwielbienie i cześć z całej duszy, we wszystkich i poszczególnych sprawach, stosownie do słów Mojżesza: „To Bóg mój, więc wielbić Go będę; Bóg ojca mego, więc wywyższać Go będę” (Wj 15, 2).

Inni zwracają się do Boga z bezgraniczną ufnością jako do przyjaciela i wszystkich króla, by dla wszystkich ludzi okazał się dobrotliwym, by nawrócił niewiernych, by prowadził sprawiedliwych, a wszystkich zbawił, by przyszedł z pomocą duszom czyśćcowym.

Są tacy, którzy niejako wchłonięci w Boga i w najgorętszej miłości z Nim zjednoczeni, trawieni pragnieniem rzeczy Bożych, pałają nieustannie żarliwością dobra wspólnego, gorliwością o chwałę Bożą, troską o zbawienie całego świata. Ci tak dalece starają się zapewnić zbawienie swym bliźnim, zwłaszcza jeśli mają sobie powierzonych podwładnych, że boleją niezmiernie nad zniewagą Pana Najwyższego; opłakują grzechy całego świa­ta; cieszą się z nieskończonej szczęśliwości Stwórcy; biorą żywy udział w radościach tych wszyst­kich, co dobrze czynią i Boga wielbią. Są oni jakby zaufanymi doradcami Pana: błagają Go o odwrócenie wszelkiego nieszczęścia, proszą zaś o Jego łaskę i błogosławieństwo.

Inni jeszcze tak odnoszą się do Boga jak oblubienica do swego umiłowanego oblubieńca; ich dusze bowiem, pełne cnót, oblubienicami są Chrystusowymi. Z Chrystusem jak najściślej pragną zjednoczyć się, w Jego pełnym miłości objęciu spocząć. Chrystus ma być jedyną ich rozkoszą: „Niech mię pocałuje pocałunkiem ust swoich” (Pnp 1, 1). „Miły mój mnie, a ja jemu” (Pnp 2, 16). „Ja należę do miłego mego, a do mnie pragnienie jego” (Pnp 7, 10).

Matthias Stom, „Modlitwa starej kobiety”

Innych w końcu tak dalece pochłania, przepełnia i niejako upaja pragnienie sprawiedliwości, gorliwości o dobro wspólne, ufność Bogu i współczucie dla nieszczęśliwych, że jakby ze skargą a nawet wyrzutami wzywają i błagają Boga, jak to czynił prorok Habakuk: „Czyste są oczy Twoje, abyś nie patrzył na złe, a patrzeć na nieprawość nie będziesz mógł. Czemuż patrzysz na nieprawość czyniących, a milczysz, gdy niezbożny pożera sprawiedliwszego niż sam?” (Ha 1, 13). Jeremiasz uderza w podobny ton: „Czemuś nas ubił tak, iż nie masz żadnego lekarstwa?” (Jr 14, 19).

Zdarzenie tego rodzaju opisuje też św. Hieronim: kiedy Paweł, zwany Prostakiem, nie mógł uzdrowić jakiegoś opętanego szaleńca tak szybko, jak sobie tego życzył, wtedy jakby z groźbą, czy też gniewem zawołał do Boga: „Zaprawdę, nie będę dziś jadł wcale, jeśli go nie uzdrowisz” – i nagle szaleniec odzyskuje zdrowie.

Podobny wypadek przytacza księga O pszczołach: w czasie wielkiej drożyzny pewien pustelnik czynił wyrzuty Panu za to, iż tak srodze lud gnębi: Bóg zadośćuczynił natarczywości błagającego i przyszedł ludziom z pomocą.

Tak więc nieskończenie dobrym i miłościwym jest Bóg, że tak chętnie ustępuje i niejako słu­cha pobożnych i natarczywych pragnień swoich przyjaciół. W tym samym pewnie duchu modlili się Mojżesz i Paweł, by albo ich samych wymazał Bóg z księgi żywota, albo też przebaczył tym, którzy zawinili (Wj 32, 32; Rz 9, 3).

Co więcej, nie tylko każdy człowiek inaczej się modli, ale nawet jeden i ten sam różnie się modli, zależnie od chwilowego zapatrywania i usposobienia, zależnie także od różnego natchnienia Ducha Świętego. Przecież i Psalmista Pański, jak wskazywano wyżej, w różnorodny sposób przemawia i modli się do Boga.

Nawet w jednej i tej samej modlitwie jeśli ją nieco przedłużymy, możemy modlić się sposobami co dopiero wymienionymi: za siebie, o usprawiedliwienie i przebaczenie grzechów własnych, o odzyskanie utraconej cnoty miłości, o uniknięcie piekła i zdobycie zbawienia wiecznego, o własny swój postęp i udoskonalenie we wszelkiej łasce i wszelkiej cnocie, o niewidzialne nawiedziny Boskiego Oblubieńca; za wszystkich bliskich, dobrodziejów i podwładnych, za żywych i umarłych, o odnowienie ducha Bożego w całym Kościele i we wszelkiej godności, we wszelkim stanie i wszędzie, o nawrócenie niewiernych, o uczczenie Stwórcy przez wszelkie stworzenie, wreszcie o to, by Bóg wszechmocny dał Kościołowi swemu świętych i zdolnych przełożonych.

Źródło: „Szkoła Chrystusowa”, r. II, t. 2, 1931, s. 225-234, dostępne w dominikańskiej bibliotece cyfrowej Armarium.

Wykorzystane grafiki:

  • Vincente Carducho, Wizja Dionizego Kartuza, XVII w., obecnie w Museo del Prado.
  • Bóg słuchający modlitwy św. Katarzyny Aleksandryjskiej, iluminacja z: Jean Miélot, Vie de sainte Catherine d’Alexandrie, XV w., ms. NAF 28650, fol. 41v, obecnie w Bibliothèque Nationale de France.
  • Matthias Stom, Modlitwa starej kobiety, XVII w., obecnie w Metropolitan Museum of Art.

 

BACK TO TOP