MENU
Jacek Woroniecki OP, „Pokora i jej rola w stosunkach międzynarodowych” (cz. I)

I.

Pokora nigdy nie miała uznania tego świata. I nic dziwnego! Jakże ten świat, który się wzdraga przed wszelkim wyrzeczeniem, byłby w stanie pogodzić się z największą ofiarą – ofiarą miłości własnej.

Ale ma się wrażenie, że może pokora sama jest odpowiedzialna w pewnym stopniu za ten dyskredyt, jaki ją otacza na świecie i od którego nawet w środowiskach chrześcijańskich nie jest zupełnie wolną. Lub, jeśli wyraz dyskredyt wydać by się miał komu zbyt silnym, to powiedzmy, że sama jest ona poniekąd winna temu, iż nie jest dość cenioną nawet przez uczniów Tego, który tak jak nikt inny był „cichym i pokornego serca”. Nie dba ona dostatecznie o to, aby się dać poznać ze swej strony pozytywnej, czynnej, pociągającej umysły i serca, ale zawsze pokazuje raczej tylko to, co ma w sobie negatywnego, biernego i odstraszającego dla biednej natury ludzkiej.

„Zwycięstwo pokory nad pychą”

Sądzę, że tu też należy szukać racji, dla której pokora wydaje się wielu wprost niemożliwą do praktykowania także w stosunkach międzynarodowych. Już w osobistym naszym życiu żąda ona nieraz wielkiego, w pewnych wypadkach heroicznego zaparcia się siebie, które jednak idzie na nasz własny rachunek. I oto słusznie można się zapytać, czy ma się prawo do podobnych wyrzeczeń już nie na swój rachunek, ale na rachunek cudzy, to jest na rachunek tych grup społecznych, czy to narodowych, czy też innych, do których się należy?

Zapewne, że i w stosunkach międzynarodowych, podobnie jak i w stosunkach między jednostkami, należy panować nad przeczuleniem miłości własnej, która żadnej nagany ani nawet krytyki nie znosi i nieraz nas tylko ośmiesza. Należy umieć znieść ujemny sąd zarówno wtedy, gdy się odnosi do nas samych, jak i wtedy, gdy odnosi się do naszego narodu; i nawet gdyby zawierał on zarzuty przesadzone, niesłuszne, nieprzedmiotowe, to i tu należy umieć uśmierzyć odruch niezadowolenia i nie dać się pociągnąć chęci odwetu odpowiedzenia gorszymi jeszcze zarzutami: „A u was to może lepiej!”. Umieć zamilczeć z godnością jest nieraz najlepszym sposobem bronienia czci swojej i swoich.

Jasne jest jednak, że można i nawet należy dalej pójść w przyjmowaniu upokorzeń, gdy nas dotykają osobiście, niż gdy ma na nich cierpieć cała grupa społeczna, do której należymy, jak rodzina, korporacja, naród, państwo. W takich wypadkach dobra sława winna być broniona jako dobro wspólne, którym poszczególne jednostki nie mają prawa rozporządzać tak, jak same chcą.

„Miej pieczę o dobrą sławę, – mówi Księga Kaznodziejska, – bo ta dłużej trwać będzie tobie niż tysiąc skarbon drogich i wielkich”1. Tę to uzasadnioną pieczę i dbałość o dobrą sławę możemy nazwać dumą i przez nią w życiu narodowym rozumieć to poczucie zadowolenia ze wszystkiego, co jest dobre, szlachetne i piękne w naszej przeszłości i teraźniejszości narodowej. Dla oznaczenia zaś spaczenia tego uczucia posługiwać się będziemy wyrazem pycha narodowa, albo tak bardzo rozpowszechnionym od czasów napoleońskich terminem „szowinizm”, który jest niczym innym jak faryzejskim zdeprawowaniem patriotyzmu.

Jednak powyższe rozważania dalekie są od wyczerpania zagadnienia i dania nań zadowalającej odpowiedzi. Dotykają one pokory z jednej tylko strony i to mianowicie z jej strony negatywnej i biernej, która nie może nam wystarczyć ani w życiu indywidualnym, ani tym bardziej w życiu społecznym. Mylił się, i to bardzo, potępiony przez Leona XIII amerykanizm, gdy w pokorze dopatrywał się wyłącznie biernego nastroju duszy, nie mającego nic innego na celu, jak tylko zaprawić nas do przyjmowania upokorzeń. Nie! Winna ona być czymś o wiele szerszym i głębszym, winna być mocą czynną i twórczą, i tylko tak pojęta jest w stanie przeobrazić nasze życie i wnieść ducha chrześcijańskiego i do stosunków międzynarodowych.

II.

Otwórzmy w Summie teologicznej św. Tomasza w części 2-2 piękną kwestię 161, którą św. Tomasz poświęcił cnocie pokory, a wnet zobaczymy, jak bardzo góruje ona nad tym zubożałym i zacofanym pojęciem pokory, które jest dziś między nami w obiegu.

Dla Doktora Anielskiego cnota pokory chrześcijańskiej jest nadprzyrodzonym usposobieniem, dzięki któremu chętnie i sprawnie skłaniamy się przed Bogiem i przed tym wszystkim, co jest boskiego w bliźnim. Nie myślimy bynajmniej odrzucać tego, cośmy nazwali stroną negatywną i bierną pokory, i św. Tomasz wyznaczył jej też odpowiednie miejsce w całokształcie swej doktryny o pokorze, wcielając do niej piękną naukę św. Benedykta o stopniach pokory. Ale są to czynniki wtórne, które winny wypływać jako następstwo z tego podstawowego, a pozytywnego nastroju duszy, bez którego najbardziej uniżone zachowanie się i najpokorniejsze słowa wydawać będą jakiś fałszywy dźwięk i nie przekonają nikogo.

Giovanni di Paolo, „Pokorna Madonna”. W tym typie ikonograficznym Maryja jest ukazywana jako siedząca na ziemi.

Dodajmy jeszcze, że te wtórne czynniki pokory są w nas następstwem zła i tego grzesznego stanu, z którego nigdy nie jesteśmy w stanie się całkowicie wyzwolić. Grzech to sprawia, że człowiek winien być w każdej chwili gotowym do zniesienia upokorzeń, które nań spadają i zawsze są mniejsze, niż mu się należy. Ale oczywiste jest, że o takiej pokorze nie mogło być mowy ani u Chrystusa Pana, ani u Matki Najświętszej. Gdyby więc to, co nazwaliśmy stroną negatywną i bierną pokory, i co jest następstwem grzechu, stanowiło główną jej istotę, to nie do pojęcia byłoby, jak mógł Chrystus powiedzieć o sobie „uczcie się ode Mnie, żem jest cichy i pokornego serca”, ani jak Maria mogła w Magnificat śpiewać „wejrzał na pokorę służebnicy swojej”. Inaczej rzecz się będzie miała, gdy za istotę pokory uznamy tę skłonność podporządkowywania się Bogu we wszystkich naszych dążeniach; wtedy jasne się dla nas stanie, że właśnie w tych dwóch istotach, których skaza grzechu nigdy nie tknęła, musiała ona zajaśnieć najpiękniejszym blaskiem, i że pod tym także względem będą One dla nas zawsze najwyższymi wzorami.

Pokora tedy w tym, co jest najistotniejszego, jest jakby jakąś czułością na Boga i wszystko, co Bożego na świecie; sprawia ona, że człowiek łatwo i chętnie miarkuje swe dążenia do własnej wielkości duchowej, nie wyrzekając się ich bynajmniej, gdyż to byłoby małodusznością, lecz podporządkowując hierarchicznie wielkości Bożej, którą wszędzie w stworzeniach, ale szczególnie w stworzeniach rozumnych dostrzega. To miał na myśli św. Tomasz gdy pisał, że pokora czyni człowieka „capacem Dei (In Mat. c. X, 3) – zdolnym do Boga, do odczuwania Go wszędzie, do odszukania Go w każdym jego stworzeniu, tam gdzie dusza pyszna Go nie dostrzega.

Pierwszym przeto przedmiotem pokory jest sama wielkość Boża, przed którą dusza chętnie się korzy, przed którą pragnęłaby unicestwić w sobie wszystko, co nie jest pochodzenia Bożego, a więc zło i grzech, i wszelkie braki i niedostatki, będące własnym naszym dziełem. Rozciąga się ona następnie i na bliźniego, który więcej niż jakiekolwiek inne stworzenie ziemskie odzwierciedla w sobie nieskończone doskonałości Boże; wobec niego pokona winna nas uczyć skłaniać się, podporządkowując to wszystko, co w nas jest naszego (a więc nasze braki) temu, co w nim jest Bożego. Nie jest natomiast pokorą, ale najgorszą jej parodią, zwaną uniżonością, skłanianie się przed ujemnymi cechami charakteru bliźniego, gdy występują z pozorami pewnej potęgi i mocy tego świata, a jeszcze bardziej podporządkowywanie im tego, co w nas jest Bożego2.

Jacek Woroniecki OP

Źródło: „Szkoła Chrystusowa”, r. V, t. 8, 1934, s. 9-24, dostępne w dominikańskiej bibliotece cyfrowej Armarium.

1Kazn 41,15 [chodzi o Księgę Mądrości Syracha, we współczesnym wydaniu jest to werset 12 – przyp. red.].

2Zob. głęboki wykład tego zagadnienia w 2-2, q. 161, a. 3.

 

Wykorzystane grafiki:

 

 

BACK TO TOP