IV.
Spróbujmy teraz zastosować to pojęcie pokory jako cnoty czynnej do stosunków międzynarodowych, a wnet zobaczymy, że ma ona coś więcej do dokonania, niż naginać nas do znoszenia krytyk i nagan pod adresem naszego narodu. I tu też winna ona wychodzić niejako na spotkanie dobra i wyzwalać nas z tej pychy narodowej, która tak łatwo nas zaślepia na prawdziwe wartości i zalety innych narodów, i która ostatecznie sprowadza się do pychy osobistej i z niej wyrasta. Mój naród jest najlepszy, ba, nawet jedyny, pełnowartościowy, po prostu dlatego, że jest moim! Podobnie i egoizm narodowy sprowadza się w ostatniej linii do zwykłego egoizmu osobistego, do najpospolitszego sobkostwa – aby mnie było dobrze!
Podobnie więc jak to czyni w stosunkach pomiędzy pojedynczymi ludźmi, tak samo i w życiu międzynarodowym pokora powinna dać nam to stałe dążenie do odszukiwania w innych narodach najpierw tego, co jest dobre, co przedstawia pozytywne, twórcze wartości, co jest wspólnym dobytkiem ludzkości i co wszystkich nas łączy, a nie dzieli. I u innych narodów powinniśmy doszukiwać się najpierw pierwiastków Bożych.
Pycha narodowa zwykła wprost przeciwnie postępować. Wynosząc pod niebiosa własne nasze zalety narodowe, prawdziwe lub urojone, daje ona jednocześnie tę fatalną skłonność sądzenia innych narodów podług ich wad i złych stron, podług tych czynników ich życia, które ich stawiają niżej od nas, lub chociażby tylko ich od nas różnią – słowem, podług tego, co dzieli, a nie tego, co łączy. Ilu w tym wymyślaniu na wszystkich sąsiadów i wywyższaniu się nad nich widzi przejaw prawdziwego patriotyzmu? Ilu spotykamy faryzeuszy takiego patriotyzmu, którzy, przejąwszy raczej wady niż zalety swego narodu, wołają potem: „Boże dziękuję Tobie, że nie jestem jako inni ludzie drapieżni, niesprawiedliwi (…)” (Łk 18,11)?
To ciasne nastawienie umysłów, jakie pycha narodowa wytwarza, daje się szczególnie we znaki tam, gdzie kilka narodów współżyje razem; nieraz bywa ono nawet bardzo poważną zaporą na drodze szerzenia się prawdziwej wiary, jak to dzieje misji świadczą. Przed kilku laty w doskonałym dwutygodniku belgijskim „Revue Catholique des Idées et des Faits” ukazał się bardzo znamienny pod tym względem artykuł p.t. „Swami, Padre et Saheb”, obrazujący bardzo dobitnie to ciche hamowanie postępu katolicyzmu w Indiach przez rywalizację pychy narodowej niektórych misjonarzy europejskich.
Zagadnienie staje się jeszcze bardziej zawiłe, gdy obok pychy działają nienawiści i antagonizmy, które nieraz od wieków dzielą sąsiadujące ze sobą ludy. Narody niesąsiadujące ze sobą zbyt blisko i niemające bezpośrednio sprzecznych interesów, łatwiej unikają nieporozumień i łatwiej nawzajem dochodzą do obiektywnej oceny swych zalet narodowych. I tu jednak zdarza się, że przemijające konflikty, rozdrażniwszy pychę narodową, umieją czasem w straszny sposób zamącić obiektywność sądów.
Cóż jednak dopiero dzieje się tam, gdzie między dwoma narodami istnieją odwieczne przeciwieństwa interesów i gdzie żadnej nie można mieć nadziei, aby mogły one być w bliskiej przyszłości uzgodnione! Jakże niezmiernie trudno jest w takich konfliktach, których świat jest pełen, o ludzi, którzy by umieli wznieść się ponad te opary zadrażnionej pychy, snujące się nad zwaśnionymi stronami, i starali się zachować sprawiedliwy, obiektywny sąd o prawdziwej wartości przeciwników! Jak często i między narodami o starej katolickiej kulturze można się natknąć na prawdziwy mur uprzedzeń, który nie pozwala im dojrzeć po drugiej stronie całego dobra, które się tam znajduje!
Wobec takich zatargów i waśni winno w nas powstawać gorące pragnienie szukania w nadprzyrodzonych skarbach naszej wiary tych wyższych czynników, które by miały moc zbliżać do siebie dzieci jednego Ojca, który jest w niebie, a jeszcze bardziej dzieci jednej matki Kościoła. Do nich to należy i ta czynna pokora, która winna być w środowiskach katolickich bardziej uświadomiona, a następnie i w czyn wprowadzona, zarówno w stosunkach prywatnych, jak i społecznych, narodowych i międzynarodowych.
Łatwo sobie wyobrazić, jakiego ducha pokoju i zgody mogłaby ona wprowadzić do stosunków między narodami i jaką rolę mogliby odegrać katolicy wszystkich krajów, gdyby starali się wnieść do wszystkich zatargów międzynarodowych ten szczery nastrój umysłu i woli odkrywania najpierw tego, co jest w przeciwnikach dobrego, zamiast zatrzymywania się najpierw nad złem i powiększania go jeszcze w dodatku. Naraziłoby ich to może nieraz na ostre krytyki i w chwilach silniejszego napięcia nerwów spotkaliby się może i z zarzutem zdrady lub przynajmniej osłabiania odporności i szerzenia defetyzmu. Ale błahe były by to zarzuty! W ich życzliwym ustosunkowaniu się do przeciwników nawet wtedy, gdy twarda rzeczywistość każe z nimi walczyć o każdą piędź ziemi, tkwić będzie o wiele więcej mocy do wytrwania, niż w wyzwiskach i urąganiach, którymi faryzeusze patriotyzmu zwykli obrzucać przeciwników.
Ożywieni tym rycerskim duchem uszanowania tego wszystkiego, co jest dobre w przeciwniku, gotowi zawsze szczerze i z radością pochylić głowę przed tymi Bożymi pierwiastkami cnoty i mocy duchowej, które się we wszystkich narodach dadzą odnaleźć, katolicy całego świata mogliby się stać prawdziwym cementem zgody i miłości braterskiej w tym świecie, tak bardzo dziś podzielonym i rozdartym.
V.
Czyż byłoby utopią wierzyć w możliwość zrealizowania czegoś podobnego? Zapewne, że pełne urzeczywistnienie zgody ludów nie jest możliwe do osiągnięcia na tym świecie, a to dlatego, że pycha osobista, będąca źródłem pychy narodowej, jest w nas najgłębszym następstwem grzechu pierworodnego, z którego ludzkość nigdy się nie wyleczy. Nieliczenie się z tym rozdźwiękiem wprowadzonym do naszej natury przez pierwszych naszych rodziców jest grzechem pierworodnym pacyfizmu, czyniącym tyle najszlachetniejszych jego wysiłków tak zupełnie bezpłodnymi. Wszelkie systemy, mające ratować ludzkość, a zapominające o grzechu pierworodnym, a priori winny być uważane za utopie.
Ale któż by śmiał nazwać utopią nadzieję na pewne zbliżenie się narodów nawet najbardziej powaśnionych, dzięki głębszemu przejęciu się zasadami wiary chrześcijańskiej i ściślejszemu praktykowaniu wskazań miłości chrześcijańskiej oraz tej pokory pozytywnej i czynnej, której te kilka stron poświęciliśmy? Któż by mógł nie widzieć ogromnych korzyści, jakie by mogło przynieść powaśnionym narodom powstanie w łonie każdego z nich grup, choćby i nielicznych, które by sobie za cel postawiły praktykowanie tej czynnej pokory w stosunkach międzynarodowych i przeciwstawianie się orgiom szowinizmu zaślepiającego współczesny świat? I czyż do podjęcia tej inicjatywy nie są powołani w pierwszym rzędzie katolicy świadomi odpowiedzialności, jaka na nich ciąży? (…)
Święty Tomasz w jednym krótkim zdaniu doskonale uwydatnia tę moc wyzwolenia, jaką prawdziwa pokora chrześcijańska, gdy jest czynnie praktykowana, do stosunków ludzkich wprowadza: „est quasi quaedam dispositio ad liberum accessum hominis in spiritualia et divina bona”1. Jest ona jakby pewnym usposobieniem, dającym człowiekowi swobodny dostęp do dóbr duchowych i Bożych.
Otóż dziś najważniejszym z dóbr duchowych, do których cały świat ręce wyciąga, jest pokój świata, zgoda między narodami, porozumienie i ukojenie waśni. O nie to Kościół wciąż zasyła modły do Boga, którego już Izajasz nazywał Księciem Pokoju2. „Da pacem Domine in diebus nostris” – daj nam Panie pokój za dni naszych!
Największą przeszkodą na tej drodze jest nasza własna pycha, przybierająca w stosunkach międzynarodowych kształty pychy narodowej czyli szowinizmu. Jej to świat katolicki powinien przeciwstawić inny nastrój ducha, a dać mu go może tylko cnota pokory chrześcijańskiej, pokory czynnej, szczerej, pogodnej, chętnie uznającej, bez dąsania się, że ten Bóg, który tak hojną dłonią obdarzył nasz naród swymi darami, niemniej hojnym był i dla innych ludów.
Wprowadźmy nieco tego nastroju w nasze stosunki z innymi narodami za każdym razem, gdy się z nimi spotkamy, czy to na arenie życia społecznego lub politycznego, czy też w codziennym obcowaniu życia prywatnego, a znaczny krok naprzód w dążeniu do pokoju Chrystusowego w Królestwie Chrystusowym będzie uczyniony.
Wykorzystane grafiki:
- Iluminacja z: Florius de arte luctandi, XV w., ms. Latin 11269, fol 42v, obecnie w Bibliotheque Nationale de France / za: Manuscript Art.
- Iluminacja z: Guiard des Moulins,Bible historiale, XIV w., ms. Français 155, fol. 128r, obecnie w Bibliotheque Nationale de France / za: Manuscript Art.
- Abner prosi Dawida o pokój, iluminacja z: Crusader Bible, XIII w., ms. M.638, fol. 37r, obecnie w Pierpont Morgan Libary.